W dobrych szefach kuchni zawsze było coś z showman’ów i nie zawsze musiały to być fajerwerki. Czasem show jest w nich ukryty, ale wychodząc z restauracji czujemy, że przeżyliśmy coś niezwykłego, coś czego nie można nazwać wyłącznie kolacją, a raczej podróżą przez zmysły, doświadczenia, sztukę.
Każdy z nich wie, że w dzisiejszych czasach już samo gotowanie nie wystarcza – teraz liczy się całe przedstawienie. Bo czy nastrojowa muzyka, odpowiednie oświetlenie, cała otoczka restauracji i często wybujałe opisy dań w karcie menu, jak i wszystkie inne aspekty nie przypominają wam scenografii teatralnej, w której głównym aktorem jest kucharz?
Szefowie kuchni właściwie od zawsze pisali książki. Następnie występowali – w swoich małych atelier, czy przed kamerami, gdzie wychodzili i wychodzą po dziś dzień do gości, aby w pewien sposób pokazać, że „jestem tu i cały czas czuwam nad tym, co jecie”. Również po to, by zebrać brawa oraz gratulacje, poczuć się Panem świata, czując się najważniejszym w tej krótkiej chwili. A dzięki wyjściom do gości czy rozmowie z nimi stają się osobami rozpoznawalnymi i szanowanymi, którym tak jak we Francji kłaniają się wszyscy, bo wiedzą, że chef’owie mają w sobie to coś, ten ostatni „boski” dotyk dania, które później długo wspominamy.
Często w restauracjach, gdzie jest otwarta kuchnia możemy zobaczyć dwie szkoły kucharzy. Jedni przeżywają wszystko w ciszy i ze stoickim spokojem wydają dania nawet przy ogromnym ruchu, dzięki czemu goście mówią: „zobacz jak tam jest wszystko poukładane, jak każdy wie, co ma robić”. Drugą opcją jest zespół głośny, nie raz rzucający inwektywami w swoją stronę, ale to również tworzy show, całą otoczkę, dzięki której goście przychodzą, ponieważ ich podświadomość mówi: „dają z siebie wszystko, żeby było dobrze”. I nawet ta niekiedy usłyszana ku*wa dodaje tylko pikanterii wydawanym daniom. Jednak w obu przypadkach jedno jest pewne – Show must go on, bo goście są spragnieni wrażeń. A niezależnie od tego, czy szef kuchni będzie schlebiał gościom, czy tez będzie opryskliwy, to zawsze stara się spełnić ich oczekiwania tworząc taki wizerunek restauracji, który zwiększy sprzedaż i przyciągnie nowych widzów.
“Jeżeli lubicie ciekawe historie, to koniecznie zapoznajcie się z jegomościem Marco Pierre White’m, który reprezentował prawdziwie twardą rękę i bezkompromisowość.”
PRZEMYSŁAW PASIKOWSKI
Ciekawe jest to, że nawet The culinary Institute od America, czyli prestiżowa szkoła gastronomiczna w swoim programie nauczania ma przedmiot z „Przygotowania do pracy w mediach”. Należy postawić jednak pytanie, kiedy Szef kuchni przechodzi na ciemną stronę mocy i zatraca gdzieś siebie jak i swój kunszt? Odpowiedź wydaje się banalna, bo pewnie jest to chwila, kiedy zapomina, dlaczego zaczął to kochać i kim był na samym początku drogi. Czy dlatego, że przysporzy mu to ogromną sławę i pieniądze? Raczej nie, bo kilka lat temu zawód kucharza nie był tak prestiżowy jak teraz, każdy zaczynał robić to z pasji i miłości do gotowania. Bo niezależnie od ilości wydanych książek, przeprowadzonych wywiadów czy programów telewizyjnych szef kuchni w ostatecznym rozrachunku powinien zostać szefem. Pracować na kuchni i dowodzić swoim zespołem, bo tylko wtedy nie straci na wiarygodności. Polecam zapoznać się kiedyś z historią Granta Achatza z restauracji Alinea, który gotował i zarządzał mimo braku smaku, który finalnie utracił… Przeczytajcie, warto. A jeżeli lubicie ciekawe historie, to koniecznie zapoznajcie się z jegomościem Marco Pierre White’m, który reprezentował prawdziwie twardą rękę i bezkompromisowość. Ale jak ktoś zrzeka się 3 gwiazdek Michelin, a na kuchni płacze przez niego sam Gordon Ramsey, to musi być barwna postać…
PS: A Wy, drodzy chef’owie – uważajcie na wasze dłonie. Na dzień dzisiejszy jest na nich pewnie odciśnięte piętno pracy na kuchni. Natomiast, kiedy staną się nienagannie miękkie i delikatne jak z reklamy kremu do rąk, to wiedzcie, że coś niedobrego się dzieje…
You must be logged in to post a comment.