C

Co nowego u legendy łódzkiej gastronomii?

Jest osobą, która na początku XXI wieku wywarła prawdopodobnie największy wpływ na rozwój gastronomii w Łodzi. Absolwent łódzkiego „Gastronomika” i nauczyciel wielu przyszłych Szefów kuchni łódzkich (i nie tylko) hoteli i restauracji. Laureat wielu ogólnopolskich konkursów kulinarnych, między innymi: Profesjonalista Roku 2009 – II miejsce, Primerba Cup 2010 – I miejsce oraz Finalista Kulinarnego Pucharu Polski 2011.

Inicjator wprowadzenia nowoczesnych technik kulinarnych i gastronomii molekularnej na stoły łódzkich restauracji. Z jednej strony inspirujący dla wielu kucharzy, którym otworzył oczy na świat, z drugiej strony kontrowersyjny, nieprzewidywalny, krnąbrny i… tak jak każdy z nas, mający za sobą także i słabsze momenty w swoim życiu. Przez niektórych nawet nielubiany… Prawdziwy artysta, inaczej „Crazy Chef” – jak sam się nazywa Darek Kuźniak.

Mimo, że jako Łódź jesteśmy w stanie poszczycić się wieloma Szefami kuchni, którzy dali się poznać szerszej publiczności i godnie reprezentują nasze miasto prawdopodobnie Ty jesteś pierwszym łódzkim Szefem kuchni – „celebrytą”. Jak Ty to odbierasz?

Wracając do wstępu to chciałbym sprostować, że jestem wciąż „żywą” legendą (śmiech) – choć już kilka razy byłem jedną nogą na tamtym świecie to wciąż żyję! I tak jak wspomniałeś, to prawda – mnie albo się kocha albo nienawidzi. Wracając do pytania celebryta to pejoratywne skojarzenie, zawsze chciałem być gwiazdą (śmiech). A tak zupełnie na serio nie ma lepszej inwestycji niż inwestycja w siebie i tak moją obraną drogę zawsze postrzegałem. Warto ciągle się rozwijać kulinarnie, pracować na własne nazwisko i przede wszystkim być niepowtarzalnym w tym co się robi. Nie jest to łatwe, ale jak się kocha to co się robi to „idzie jak po maśle”.

Szerszej publiczności dałeś się poznać po występie w pierwszej edycji programu „Top Chef”, podczas której zabrnąłeś aż do finału. Jak wspominasz tamten czas i swój udział pełen zwrotów akcji?

Przede wszystkim to była wielka przygoda o 100 tysięcy złotych  Dużo się działo podczas nagrywania programu, jak i w samej kuchni. Ja do tego podchodziłem jak do każdego dnia w pracy, a że lubię ryzykować to też tak wyglądał mój udział w samym programie… Jak mówi jedno z moich ulubionych powiedzeń „kto nie ryzykuje ten nie pije szampana” (śmiech).  Jeśli chodzi o wspomnienia to oceniam czas spędzony w programie bardzo pozytywnie. Otworzył mi on drzwi do kolejnych programów telewizyjnych, a co za tym idzie szansę na przyjemne zarabianie na życie.

Nauczyłem się, że w życiu nie można niczego żałować, tylko wyciągać wnioski…

DAREK KUŹNIAK

Na pewno Twoje doświadczenie w pracy w gastronomii pomogło Ci podczas pracy przed kamerą. Z kolei praca w mediach z pewnością uczy czegoś, co może przydać się w nieprzewidywanej często pracy w kuchni. Jak to wyglądało w Twoim przypadku?

Mam bardzo duże doświadczenie, pracowałem w wielu restauracjach i krajach, co utwierdziło mnie, że mam do tego smykałkę. Kiedyś nie było wujka Google, więc praca kucharza wyglądała inaczej niż dziś… Tak jak wiesz uwielbiam kontakt z ludźmi i kręci mnie, jak goście mogą obserwować całą ekipę, która dla nich gotuje. Nigdy się nie wstydziłem swojego jedzenia, dlatego każda moja kuchnia była i jest otwarta. To też spowodowało, że nie miałem tremy podczas nagrań w telewizji, gdy kamera patrzyła mi się na ręce. Z kolei praca w telewizji ułatwia szybkie nawiązywanie kontaktów, na co nie ma zazwyczaj czasu podczas pracy w restauracji, mimo, że być może okazje się nadarzają.

Wystąpiłeś w kilku programach telewizyjnych już jako celebryta, między innymi w „Hell’s Kitchen – Piekielna Kuchnia”, „Celebrity Splash” i „Azja Express” – które z nich wspominasz z największą nostalgią? A może jest taki, którego udziału żałujesz?

Każdy z tych programów był inny. W „Hell’s Kitchen” byłem Sous-chef’em i miałem pod opieką ludzi, których trzeba było ogarnąć, aby choć trochę poczuli klimat prawdziwej kuchni, natomiast w „Celebrity Splash” miałem możliwość ćwiczyć i skakać do wody z polskimi medalistami… Nie wiem czy oglądałeś, ale w pierwszym odcinku zrobiłem podwójne salto z 7,5 metra (śmiech) – trzeba mieć jaja, żeby tak skoczyć. W drugim odcinku zrobiłem półtora delfina z 10 metrów, to znaczy ze mój poziom był tak wysoki, że w wersji amerykańskiej programu był to finał 🙂 W „Azja Express”, w którym z Przemkiem Saletą byliśmy chyba najbardziej sarkastycznym i wesołym team’em dałem się poznać widzom z innej perspektywy. Nie potrafię więc wyróżnić tego jedynego – każdy z nich był ciekawą przygodą i wniósł pewne zawodowe doświadczenie do mojego życia. Generalnie to Adam – nauczyłem się, że w życiu nie można niczego żałować, tylko wyciągać wnioski. Brałem też udział w innych programach – na przykład „Najgorszy Kucharz”. To była oryginalna forma programu, gdzie mogłem poznać ludzi, którzy faktycznie nie potrafią gotować i po ciężkiej pracy z nimi udało się z niektórych zrobić niezłych kucharzy, z pozostałych, którzy odpadali wcześniej chociażby coś kulinarnie wykrzesać. Dzięki „Zakupom pod Kontrolą” z kolei wielu uczestników zmieniło swoje stare kulinarne przyzwyczajenia, zaczęli uczyć się sezonowości w gotowaniu i udało mi się w nich zaszczepić bakcyla zdrowej i dobrej kuchni.

Twoja przyjacielska relacja z wspomnianym Przemysławem Saletą zaowocowała bardzo ciekawą serią kilkunastu odcinków programu na YouTube „Zakład: Saleta vs Kuźniak”. Mimo niewinnego początku widać było, że to nie była zabawa ani dla Ciebie, ani dla Salety. Jak to wspominasz?

Zakład Saleta vs Kuźniak to było wyzwanie i sprawdzenie siebie jako mężczyzny – czy dam radę w ciągu miesiąca ciężkich treningów wystąpić na prawdziwej gali Muay Thai. Powiem tak – jak zobaczyłem pierwsze walki na gali byłem naprawdę zesrany… Tam kolana i łokcie rozcinały skórę na twarzy! Ale jak to sobie wtedy powiedziałem: „morda nie szklanka, zagoi się”. Od momentu kiedy skończyliśmy program wszystko się u mnie zmieniło, zainteresowałem się sportem i sztukami walki.

Jeśli chodzi o Przemka Saletę, to miałem wielką bekę jak taki wielkolud gotuje z małymi „ludzikami”, ale trzeba mu przyznać, że ma smaka. Wyobraź sobie wielkiego faceta, który nie potrafi siekać tasakiem, a blat roboczy sięga mu do kolan… Do tego mała i mega gorąca kuchnia… Wiesz, profesjonalni sportowcy nie są przygotowani do pracy w ekstremalnych warunkach.

Wiem z rozmów prywatnych, że otrzymujesz wiele zaproszeń do współpracy. Wiele z nich nie jest związanych z występami w telewizji. Mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy na ten temat?

Telewizja otwiera różne drzwi, przede wszystkim daje szansę na większy zasięg, ludzie cię obserwują, widzą co robisz. A dzięki temu otrzymujesz szanse prowadzenia eventów, reklamowania ciekawych produktów i gotowania dla wąskich grup osób podczas „ekskluzywnych” spotkań lub imprez. Mam jednak nadzieję, że „zlecenie życia” jest jeszcze przede mną.

To teraz pytanie z innej strony – miałeś może jakąś „przypałową” propozycję współpracy, której się nie podjąłeś?

Tak, miałem! Zaproponowano mi udział w programie, gdzie głównym składnikiem będą parówki! Parówki – wiadomo z czym się kojarzą – z parówami, a nie będę ci tłumaczył co na kuchni znaczy określenie kogoś w ten sposób.

Kilka dobrych lat temu w prywatnej rozmowie wspomniałeś pół żartem, pół serio, że „nie chcesz być już Szefem kuchni – chcesz być celebrytą”. Czy dokładnie to miałeś na myśli i czy wciąż tak jest?

Wtedy sobie żartowałem, ale jest takie powiedzenie „uważaj czego sobie życzysz” i… można powiedzieć, że się spełniło. Tak naprawdę zawsze chciałem być szefem kuchni – wyobraź sobie, że już w wieku 25 lat byłem najmłodszym gnojkiem w zespole, który ustawiał wszystkich w kuchni, a na tamte czasy było to niespotykane. Poza tym gotowanie to moja pasja, więc nie ma znaczenia czy gotuję w restauracji u milionera, czy w domu – ja po prostu muszę to robić. To jest moje paliwo do życia, tak jak i adrenalina, bez tego nie mógłbym żyć.

To, że zostałem jak to mówisz „celebrytą” nie wynika tylko z tego, że dobrze gotuję. To zasługa również niewyparzonej i „ładnej” buźki. Przede wszystkim nie jestem przezroczysty, byłem i jestem jakiś. A bycie „celebrytą” wiąże się z większym hajsem, reklamami, eventami, etc. Obecnie można byłoby powiedzieć, że „bywam” szefem kuchni podczas specjalnych eventów, programów, itp., ale bez typowych dla tej pozycji obciążeń, co mogę po udanym zleceniu uznać za przyjemność, a nie pracę…

Czym teraz się aktualnie zajmujesz? Jakie projekty przed Tobą?

Ze względu na sytuację na świecie i w kraju, gdzie gastronomia niestety umarła przez tą całą pandemię, wiele z projektów zostało odłożonych w czasie, część z nich niestety została odwołana i nie wiem, czy będzie jeszcze możliwość ich współtworzenia. Aktualnie skupiam się na tym, na co pozwala mi praca zdalna – przede wszystkim tworzę przepisy video do platformy poświęconej zdrowiu i dobremu samopoczuciu Mooveme.pl.

Ponadto pracuję nad nową książką, która znów będzie inna niż wszystkie, będzie zaskoczeniem! /Darek jest autorem książki „Zachcianki. Znane smaki w nowej odsłonie” – przyp. red./

Niespodziewanie wygrywasz okrągłą sumę w totka. Właściwie nic Cię nie ogranicza. Co byś stworzył, o czym marzysz? Czy to byłaby restauracja?

Nie musiałaby to być „okrągła suma”, którą masz na myśli – z pewnością otworzyłbym wymarzoną restaurację… Tylko niech zniosą te pierd… zakazy!

Oby jak najszybciej, dzięki za rozmowę!

Autor Wywiadu

Adam Kopczyński: Od 20 lat związany z łódzką branżą restauracyjną i nie tylko. Absolwent szkoły gastronomicznej z Łodzi i francuskiej “CFA Européen Louis Prioux”. Były pracownik między innymi dwóch francuskich restauracji wyróżnionych gwiazdką Michelin.

Kategorie:Bez kategorii

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *