Od dłuższego czasu chodzi za mną dieta wegetariańska. Bez planowania i głębszych przemyśleń okazywało się, że z każdym miesiącem jem mniej i mniej mięsa. Szczególnie w sezonie letnim, przemawiały do mnie świeże warzywa i owoce, dodatkowo budziło się we mnie myślenie ekologiczne oraz świadomość etycznych aspektów spożywania produktów zwierzęcych.
Wżyciu staram się utrzymać balans i szukać złotego środka, zarówno w kontekście czasu poświęcanego na pracę i rodzinę, jak i w temacie pozytywnych i negatywnych nawyków dnia codziennego. Ponieważ prowadzę aktywny tryb życia zawsze zastanawiałem się, czy nie jedząc mięsa wystarczy mi paliwa w baku, by kontynuować takie tempo dnia codziennego oraz czy będę miał wystarczająco dużo czasu na przygotowanie odpowiednio zrównoważonych i smacznych posiłków. Tutaj z pomocą przyszedł mi pomysł skorzystania z jednej z popularnych ostatnio diet pudełkowych, ale o tym w dalszej części artykułu.
Mięso w statystykach
Ludzkość lubi mięso. Kiedyś synonim luksusu, przysmak arystokracji, dziś produkt powszechny, obarczony piętnem masowej produkcji. W skali świata rocznie na kotlety i kiełbasy zabija się ponad 64 mld sztuk zwierząt. Przeciętny mieszkaniec Ziemi zjadł w 2013 r. 43,1 kg mięsa, przeciętny Polak – 67,5 kg, Amerykanin zaś – 92,3 kg. Od sześciu dekad spożycie mięsa w skali globu nieustannie rosło. Kres tej tendencji przyniosła pandemia Covid-19. (Statystycy zanotowali 3 % spadek przez pierwsze 11 miesięcy bieżącego roku).
Polacy jedzą dużo białka zwierzęcego. Według “Małego Rocznika Statystycznego Polski 2019” w 2018 roku na każdego mieszkańca naszego kraju przypadało 62,4 kg mięsa, co i tak jest pozytywnym sygnałem – oznacza spadek o 2,24 proc. względem roku poprzedniego. Warto tu dodać, że te 62,4 kg to średnia przypadająca na każdego Polaka, włączając w to zarówno niemowlęta, jak i wegetarian i wegan. Gdyby policzyć faktyczne spożycie u osób jedzących mięso, to u wielu z nich wyniki byłyby znacznie wyższe.
Szukając genezy miłości do mięsa, nie trzeba odwoływać się do znakomitego etnografa Oskara Kolberga, który w sposób dogłębny opisał m.in. kulturę gastronomiczną polskiej wsi 19-go stulecia, by wiedzieć, że mięso na chłopskim obiedzie było rzadkością, nawet na weselu. Wiedzą o tym nasze babcie, które do dziś serwują nam golonki i schaby z uśmiechem i radością, spełniając zakodowaną w genach potrzebę dostatku. Wydaje mi się, że po II Wojnie Światowej mieszkańcy wszystkich krajów zajadali w ten sposób swoją wojenną traumę, co z biegiem czasu utożsamiło posiłek z mięsem. Ciekawą refleksję na temat jedzenia mięsa podsunął mi Paul Rozin, profesor psychologii z University of Pennsylvania. W jednym ze swoich eksperymentów, wykazał, że studenci uważają, iż osoby, które często jadałyby dziki, byłyby szczególnie owłosione, a smakosze żółwi – powolni. Nic dziwnego więc, że wciąż tak silna jest wiara wśród mężczyzn w to, że aby mieć pokaźne mięśnie, należy jeść mięso (czego nie potwierdzają ani badania, ani przykłady kulturystów wegan). Co ciekawe, zdaniem uczonych, im bardziej mężczyźni czują, iż współczesna kultura zagraża ich tradycyjnie definiowanej męskości (bo metroseksualizm, bo małżeństwa gejów, bo urlopy tacierzyńskie), tym więcej pojawia się odniesień do mięsa jako pożywienia prawdziwych mężczyzn. Pisał o tym jeszcze w 1976 r. prof. Jean Mayer: „Im więcej mężczyźni przesiadują całymi dniami za biurkiem, tym bardziej chcą upewnić swoją męskość, zajadając wielkie kawały krwawiącego mięsa, ostatniego symbolu machismo”.
Ale czy taka dieta jest dla nas zdrowa?
Pomimo tendencji spadkowej, spożycie mięsa w Polsce pozostaje znacznie większe, niż wskazują zalecenia zdrowotne, zwłaszcza że ponad połowę zjadanego w naszym kraju mięsa stanowi niekorzystne dla zdrowia mięso czerwone: głównie wieprzowina (51 proc.) oraz wołowina (3 proc.). Zalecenia Narodowego Centrum Edukacji Żywieniowej mówią o tym, że spożycie mięsa – zwłaszcza czerwonego i przetworzonych produktów mięsnych – każdy z nas powinien ograniczyć do najwyżej 500 gramów tygodniowo, co daje maksymalnie 26 kg na rok.
Analizując wpływ spożywania mięsa na nasze zdrowie, natrafiłem na raport IARC (agencji badającej choroby nowotworowe), który jednoznacznie dowodzi, że jedzenie mięsa przetworzonego i czerwonego podnosi o 17-18 proc. ryzyko zachorowania na raka jelita grubego. Takie ryzyko ponoszą osoby, które zjadają 100 gramów mięsa czerwonego lub 50 gramów przetworzonego dziennie. A to naprawdę niewielkie ilości! Problemem są zarówno związki rakotwórcze powstające np. w procesie wędzenia mięsa, jak i duże ilości nasyconych kwasów tłuszczowych, cholesterolu i soli, które z kolei przyczyniają się do podniesienia ryzyka chorób układu krążenia i otyłości. W tym miejscu mogę śmiało powiedzieć, że mięso w nadmiarze jest bardzo niezdrowe!
Patrząc z drugiej strony barykady, jemy też coraz więcej produktów roślinnych. Opublikowany w 2019 roku raport RoślinnieJemy, w dogłębny sposób przeanalizował współczesne tendencje i upodobania żywieniowe Polaków, dając jasno do zrozumienia, że nadchodzi czas produktów na bazie roślinnej. Tendencja ta dotyczy szczególnie młodych ludzi, wśród których wegetarianizm i weganizm staje się sposobem na życie, jasną deklaracją dotycząca przyszłości naszej planety oraz świadomości dotyczącej cierpienia zwierząt hodowanych masowo.
Jak jedzenie mięsa wpływa zatem na zdrowie naszej planety, czyli nasz ślad węglowy?
Apetyt na mięso jest znaczącą przyczyną emisji gazów cieplarnianych. Jak podaje FAO (organizacji badającej rolnictwo i jego wpływ na środowisko), hodowla zwierząt odpowiada aż za ok. 14,5 proc. antropogenicznych emisji gazów cieplarnianych. Podobne emisje powoduje cała branża transportowa.
Jak podaje najnowszy raport FAO z 2019 roku: hodowla przemysłowa zwierząt pochłania aż 20 proc. świeżej wody, wykorzystywanej do produkcji żywności, co jest równoznaczne z 10 proc. światowych zasobów słodkiej wody. Aby dać jeden litr mleka, krowa musi wypić co najmniej trzy litry wody. Wysoko wydajne krowy mleczne potrzebują do 150 litrów wody dziennie. Woda jest potrzebna przy uboju zwierząt hodowlanych i przetwarzaniu mięsa, pochłaniają ją też w ogromnych ilościach uprawy przeznaczone na pasze dla zwierząt, a trzeba wiedzieć, że aż 35 proc. gruntów ornych na świecie służy właśnie do tego celu. Pastwiska zajmują aż 26 proc. całkowitej powierzchni lądów wolnych od lodu, a około 20 proc. powierzchni tych pastwisk zostało zdegradowane, głównie wskutek nadmiernego wypasu.
Przemysłowa hodowla jest nie tylko przyczyną cierpienia zwierząt, ale też źródłem emisji gazów cieplarnianych. I tutaj ważna uwaga: mimo że w powszechnym przekonaniu głównym zagrożeniem dla atmosfery są emisje z układów trawiennych zwierząt hodowlanych (innymi słowy „zwierzęcych pierdnięć”), to stanowią one zaledwie kilka procent antropogenicznych emisji gazów cieplarnianych. Tymczasem hodowla zwierząt odpowiada aż za ok. 18 proc. tych emisji i największa tego część pochodzi z wylesiania. Do tego trzeba jeszcze dorzucić emisje pochodzące z gnojowicy, produkcji paszy czy transportu żywych zwierząt lub mięsa. Dlatego w ograniczeniu śladu węglowego pomaga wyeliminowanie z diety czerwonego mięsa lub znaczące ograniczenie jego spożycia. Gdyby całkowicie usunąć z diety mięso i nabiał, można by ograniczyć ślad węglowy aż o 20 proc.
Dlaczego zainteresowałem się wegetarianizmem?
Głównie za sprawą troski o środowisko. Hodowla zwierząt pogłębia proces ocieplania klimatu. Przemysł hodowlany niszczy środowisko, a zwierzęta cierpią. Czy ja jestem wegetarianinem? Nie, ale w ciągu ostatnich dwóch lat świadomie zacząłem to mięso ograniczać. Próbować zamienników, lub po prostu dań diety roślinnej. Jestem na etapie fleksitarianizmu – tak jest już nawet określenie osób “raczej” nie jedzących mięsa :D. Nie napinam się, jem to, na co mam ochotę, ale najczęściej nie jem mięsa, ani produktów zwierzęcych.
Czuję się lepiej, zdrowiej. Lepiej też dlatego, że moim postępowaniem wpływam na środowisko naturalnie. Mam też dużo energii i nie brakuje mi siły, żeby uprawiać sport. Wychodzi też na to, że warzywa i owoce potrafią być bardzo smaczne!
Aby przejść na dietę wegetariańską lub wegańską nie wystarczy przestać jeść mięso – należy je zastąpić różnorodnymi, wartościowymi składnikami odżywczymi, takimi jak kasze, rośliny strączkowe, warzywa, owoce. Białe pieczywo, cukierki, kawa i herbata nie wystarczą do utrzymania zdrowia. Uważać także należ, aby nie przesadzić z ilością nabiału, którym wiele osób zastępuje mięso – organizmowi ludzkiemu wystarczy nieduża ilość białka i tłuszczu. Białka i ziarna w zbyt dużych ilościach powodują, że proces trawienny staje się gnilny, a nie fermentacyjny, co wywołuje wiele niekorzystnych procesów w organizmie.
Moja rada: nie rzucaj się od razu na głęboką wodę, bycie weganinem czy wegetarianinem nie jest super proste, ale staraj się po prostu ograniczać mięso. Zacznij od 1-2 posiłków dziennie wolnych od mięsa. Następnie wprowadzaj 2-3 dni w których nie jesz białka zwierzęcego, rób to powoli z wyczuciem. Jeśli nie masz cierpliwości na ten proces to skorzystaj z cateringu wegetariańskiego. Ale wybierz taki, w którym szef kuchni rozumie jak karmić bez mięsa, by było to zdrowe dla Ciebie. Jednym z takich szefów jest Arkadiusz Klimkiewicz z nowego, łódzkiego kateringu dietetycznego. Pyszna Fabryka, dla której dania wymyśla i przygotowuje Arkadiusz ma w swojej ofercie między innymi dietę wegetariańską. (ma też wegańską oraz wegetariańską z rybą, gdybyś jednak płakał za jakąkolwiek formą mięsa).
Testuję ją od kilku tygodni i jest świetna. Bardzo dużo ciekawych przepisów, nieoczywistych połączeń smaków. Warto zwrócić uwagę na słodkości, które królują na podwieczorek. Wypieki, musy i klasyki kuchni (makowiec o mamo!) dostarczają cukru takiemu łasuchowi jak ja.
Dieta zawiera mnóstwo różnych składników, które kosztują dużo, jeśli chcesz przygotować jedzenie tylko dla siebie. I to jest kolejna kwestia przemawiająca za to by spróbować takiej kateringu. Gdybym miał odtworzyć każde danie tylko dla siebie wydałbym miliony monet. Wracając do Pysznej Fabryki: Jeden dzień w tygodniu jest specjalne menu inspirowane kuchniami świata. Ostatnio natrafiliśmy na kuchnię gruzińską z wyśmienitym chaczapuri na czele i na kuchnię amerykańską, a ostatnio na specjały kuchni polskiej – i to bez mięsa (brawo za super kotlet z marchewki ciecierzycy do ziemniaków)! Można? Można! Z właściwym planowaniem dieta oparta na roślinach może być pyszną i wdzięczną częścią Twojego życia.
Dlaczego catering jest dobrą formą wejścia w wegetarianizm lub zmniejszenia ilości pochłanianego mięsa?
- Po pierwsze nie będąc wdrożonym w ten temat nie znamy zbyt wielu przepisów.
- Po drugie możemy nie radzić sobie ze zbilansowana dietą, może nam czegoś brakować.
- Catering da nam inspiracje do naszego dalszego gotowania, więc jeśli lubisz gotować to 2 miesiące jedzenia cateringu wegetariańskiego nauczy Cię smaków, dań itp.
Na szczęście statystyczny Polak je coraz mniej mięsa. A diety pudełkowe i restauracje wegetariańskie pozwalają na łatwe i przede wszystkim smaczne oraz zdrowe przejście na menu wegetariańskie, lub po prostu ograniczenie spożycia mięsa. Nie potrzebujemy małej garstki ultrasów wegan. Nasz świat potrzebuje ogromnej ilości ludzi, którzy będą ograniczać jedzenie mięsa. To doprowadzi do zmniejszenia produkcji mięsa, czyli przemysłowej hodowli. A jeśli nie chcesz robić tego dla świata, swoich bliskich i potomków, zrób to dla siebie, wyjdzie ci na zdrowie 😉
Dużo zdrowia! Igor
You must be logged in to post a comment.